Wesprzyj KPH

List otwarty Anny Marii Szymkowiak, członkini zarządu KPH, niezwykle zaangażowanej transaktywistki i ratowniczki stawiającej czoła wyzwaniom, które przyniosła ze sobą pandemia koronawirusa.

Cześć,

wolałabym Wam to wszystko powiedzieć, ale niestety, moje struny głosowe odmówiły posłuszeństwa.

Jestem do bólu binarną transkobietą, dlatego moje słowa odbierajcie w ten sposób. Nie piszę tutaj o osobach niebinarnych, bo nie mam takiego doświadczenia, a piszę o sobie, od siebie, z wnętrza mojego serca.

Pamiętam, jak kilka lat temu gdzieś tam, wypowiadając się stwierdziłam, że jestem dumna z bycia transkobietą. Zakrzyczano mnie, jak to, dumna? Przecież to martyrologia, tragedia, niezrozumienie.

Jak można widzieć coś pozytywnego w tym, że jest się osobą trans, a już być dumną z tego!? Nie ma opcji. Wtedy częściowo się z tych słów wycofałam, częściowo ich broniłam. Ale przede wszystkim sama dla siebie zadałam sobie pytanie, dlaczego tak powiedziałam, czy tak naprawdę uważam? Rozpoczęta od tego pytania refleksja pozwoliła mi tylko utwierdzić się w tym, co wtedy powiedziałam i dzisiaj, gdy mówię te słowa, a mówię je od czasu do czasu, nie wycofuję się, bo jestem w pełni przekonana, że wiem, co mówię, i że w odniesieniu do mojej osoby, to po prostu prawda. Fakt.

Dlaczego akurat teraz, w związku z dniem widzialności wracam do tej myśli? Bo dzisiaj, w czasie tak dużej próby, jakiej wszyscy doświadczamy, jestem pewna, że to właśnie odkrycie w sobie kobiety, jej siły, która niezwykle wzmocniła moje ja, moją osobowość, pozwoliła mi być w tym miejscu, w jakim jestem obecnie i robić to, co robię. 42 lata żyłam bez tej świadomości. Kolejne 8 to zupełnie inna ja, to zupełnie inne życie, to zupełnie inna wartość, ale, co zawsze mocno podkreślam, oparta o te poprzednie 42 lata.

To też ważna refleksja, do której doszłam w ostatnim okresie, to nie nowe życie, to nie oderwanie od tego, co było, to nie wymazanie, zamknięcie drzwi, znienawidzenie tego, co było. I żeby była jasność, mówię o sobie chcąc pokazać kierunek, który może warto rozważyć? Ja poszłam w tym kierunku i nie mam dziś problemu z „poprzednim” życiem, z ludźmi „stamtąd”, z moim „deadname”. Mamy w naszym komplecie sprzętu szkolnego fantom noworodka płci męskiej, któremu nadałam moje „dead name”, czyli Krzysiu. Ale najważniejsze, co chcę Wam dziś powiedzieć to to, że dzięki temu, że odkryłam w sobie transkobietę, poświęciłam czas na to, by oba będące we mnie pierwiastki nauczyły się żyć w harmonii, że potrafiłam też z tej harmonii wybrać ten pierwiastek, który mnie najpełniej określa, czyli kobietę, udało mi się stworzyć coś, co dzisiaj może realnie, na 1 linii frontu wspierać najbardziej zagrożonych.

Jako ratownik i prezeska Fundacji Akceptacja koordynuję pomoc, jaką niesiemy Romom na ich koczowisku w Poznaniu. Badamy im temperaturę, dostarczamy paczki żywnościowe, informujemy o rozwoju sytuacji. Realizując to zadanie współpracujemy z różnymi podmiotami i Urzędem Miasta. I nigdzie, podkreślam to, nigdzie w tych działaniach nie ma znaczenia to, że jestem transkobietą.

Ja odnalazłam swoją pasję w życiu. Ona pozwoliła mi nabrać dużego dystansu do siebie. Nagle zrozumiałam, że pewne rzeczy nie mają po prostu znaczenia, że i tak pewnych kwestii nie zmienię, więc po co się męczyć, tracić czas, jeśli mogę tą energię skierować gdzie indziej.

I tak robię.

Dla mnie wygraną było wyjście z zaklętego kręgu bycia osobą trans, patrzenia na świat, który mnie otacza, przez pryzmat tego, kim jestem. Czy w pełni się to udało? Nie. Nie jestem naiwna. Nie tak dawno musiałam walczyć z wieloma atakami, bo jak to, dlaczego akurat transkobieta musi uczyć dzieci pierwszej pomocy. Ona na pewno używa tej pierwszej pomocy jako przykrywki dla wprowadzania ideologii gender. Ale mam siłę, by sobie z tym radzić, głównie dzięki ogromnemu wsparciu od ludzi, którzy na co dzień widzą, co i w jaki sposób robię.

I dzisiaj, gdy dopadła nas pandemia, stoję na czele dosyć oryginalnej organizacji ratowniczej, właściwie nie mającej odpowiednika w Polsce, jednostki, która ma potencjał realnie wspierać tych, dla których pomoc prawdopodobnie, gdyby nas nie było, nie przyszłaby w takim stopniu. Dlatego nie mam wątpliwości, że mam prawo mówić, że jestem dumna z bycia transkobietą, bo gdybym tego nie zrozumiała, kim jestem, nigdy bym w sobie tej siły nie odkryła, jaką mam obecnie i która pozwala mi działać”.

Tekst powstał w ramach Międzynarodowego Dnia Widzialności Osób obchodzonego na całym świecie 31 marca #ITDOV

Zobacz również

Newsletter KPH

Zapisz się na nasz newsletter, a my zadbamy o to, żeby docierały do Ciebie bieżące informacje nt. działań naszej organizacji.


Potrzebujesz pomocy psychologicznej lub prawnej?