Wesprzyj KPH

6 sierpnia, przed Zgromadzeniem Narodowym, Karol Nawrocki złoży przysięgę, czym otworzy swoją 5-letnią kadencję. To kolejne znaczące wydarzenie polityczne po niedawnej rekonstrukcji rządu Donalda Tuska. W ten kalendarz polityczny nie wpisał się niestety finał prac nad rządowym projektem ustawy o związkach partnerskich. Ba! Ten ponad 20-letni serial nabiera nowej dynamiki, ponieważ na horyzoncie może pojawić się nie 1, ale aż 4 projekty, które w mniej lub bardziej godnościowy sposób mają uznawać związki osób tej samej płci. Dokąd zmierzamy w tej związkowej odysei? 

Statek niesiony nadziejami i obietnicą

Kiedy 13 grudnia 2023 r. swoją pracę rozpoczynał rząd Donalda Tuska, wiele osób w Polsce wierzyło, że przychodzi czas zmiany. Śmiałe zapowiedzi kolejnych ministrów dawały nadzieję na wprowadzenie rozwiązań, które miały odwrócić złą politykę PiS-u. Związki partnerskie, liberalizacja prawa aborcyjnego, nowelizacja kodeksu karnego oraz ściganie homo- i transfobii: wszystkie te zmiany jawiły się jako te, które uda się sprawnie przeprowadzić przez parlament, a następnie położyć na biurku Andrzeja Dudy.

Wbrew zapowiedziom premiera, który w swoim exposé powiedział, że:

nie ma dla mnie ważniejszej sprawy niż prawa kobiet i równość obywateli wobec prawa, równość obywateli niezależnie od ich statusu społecznego, wyznania, orientacji seksualnej etc.,

losy ustawy dekryminalizującej pomoc w dokonaniu aborcji pokazały, że kwestie praw człowieka, które wrzucono do worka „spraw światopoglądowych” nie są priorytetem tego rządu oraz części jego koalicjantxx. Wiele miesięcy trwały uzgodnienia, czy projekt ustawy o związkach partnerskich powinien być projektem rządowym. Gdy w lipcu 2024 r. udało się wpisać go do wykazu prac rządu, zdawało się, że pracę nabiorą tempa. Prawie 6 tys. opinii i głosów zebranych w ciągu miesiąca konsultacji społecznych projektów dwóch ustaw – tej zasadniczej o związkach partnerskich i ustawy wprowadzającej – pokazały, że dla społeczeństwa to ważna sprawa. Jednak zaangażowanie społeczne i organizacji pozarządowych nie przekonało koalicji rządzącej, że Polska jest gotowa na związki partnerskie. Nie przekonało jej również 67-procentowe poparcie związków przez populację kraju. W toku uzgodnień międzyresortowych PSL-u, który w sile 5 ministerstw zdemaskował prawdziwe intencje Katarzyny Kotuli i społeczności LGBT+: mechanizmy wyłudzania od państwa polskiego przywilejów (ziemi rolnej, wczasów wojskowych i ulg podatkowych) i wprowadzenie tylnymi drzwiami małżeństw osób tej samej płci, ale pod płaszczykiem nowej instytucji prawa rodzinnego, okazały się kotwicą, która skutecznie wyhamowała ten statek.

Legislacyjne rafy i polityczne mielizny

Od listopada 2024 r. związki partnerskie utknęły w kolejnych etapach procesu legislacyjnego. Im dłużej trwały prace, tym częściej słyszxxxśmy, że gotowa ustawa jest już tuż za rogiem i lada chwila trafi na posiedzenie rządu. Był to syreni śpiew, jakże zwodniczy dla uszu osób LGBT+, które od 20 lat czekają na ustawę, która da im poczucie bezpieczeństwa, szacunku i godności. 

Rządowy projekt ustawy o związkach partnerskich mimo że od początku był projektem kompromisowym, w toku dalszych prac stawał się coraz uboższy. Łupem legislacyjnych i moralizatorskich korsarzy padło tęczowe rodzicielstwo, później tzw. mała piecza zastępcza, następnie ceremonia w urzędzie stanu cywilnego. Czymś, co mogło być średniej klasy żaglowcem, tuż przed kampanią prezydencką było już jedynie żaglówką. Wpłynęxxśmy na niespokojne morze wzburzone nacjonalistyczną i populistyczną narracją. Na horyzoncie pojawiały się czarne chmury, które mogły całkowicie zatopić sen o związkach partnerskich. Coraz śmielej wybrzmiały propozycje, żeby żaglówkę zastąpić kajakiem – statusem osoby bliskiej.

Z drugiej strony mamiono nas obietnicą, że jeśli jeszcze raz zmobilizujemy się jako wyborczynie i wyborcy, związki partnerskie nabiorą tempa i szczęśliwie dotrą do portu. Gwarantem sukcesu miał być Rafał Trzaskowski. 1 czerwca stało się jasne, jaki los czeka ten rejs. 

Jeszcze zanim Karol Nawrocki zdążył zatopić ten związkowy statek, zrobiła to jego własna załoga. Koalicja rządząca, po przegranej Rafała Trzaskowskiego, wśród przyczyn porażki wymieniała progresywne rozpasanie części tej załogi i nierealistyczne oczekiwania. Ustawa rządowa trafiła na mieliznę i wszystko wskazuje na to, że pozostanie tam już na stałe. Katarzyna Kotula postanowiła zrzucić szalupę w postaci projektu poselskiego, tożsamego do projektu rządowego. Ale ta szalupa nie popłynęła za daleko. W oczekiwaniu na pierwsze czytanie w sejmie i po przejściu konsultacji społecznych, które – podobnie jak w przypadku projektu rządowego, dały jasną odpowiedź, że Polska nie tylko czeka, ale wręcz potrzebuje związków partnerskich – na horyzoncie pojawiły się kolejne rozwiązania ratunkowe.

Partnerski kajak zamiast związkowej łodzi

W przededniu prezydentury Karola Nawrockiego na stole leżą rozwiązania, które odzierają pierwotny pomysł z godności. Katarzyna Kotula, zdegradowana z roli Ministry do Pełnomocniczki Rządu ds. Równego Traktowania, przedstawia propozycję tzw. umowy partnerskiej. Umowa ta zakłada możliwość wspólnego rozliczania się, prawo do pochówku partnera_ki, dostępu do informacji medycznej, reguluje kwestie spadków, zasiłków i alimentów. Jak wynika z ogólnodostępnych informacji, ta umowa byłaby zawierana z notariuszem_ką. 

Projektowana umowa notarialna niebezpiecznie przypomina powracający w przestrzeni publicznej pomysł statusu osoby bliskiej, podnoszony przez PSL, a w kampanii prezydenckiej również przez Karola Nawrockiego. Co więcej, wydaje się, że Karol Nawrocki może w pierwszych tygodniach swojej prezydentury skorzystać z inicjatywy ustawodawczej i skierować do Sejmu własny projekt. Taki, który oprócz gwarancji bycia podpisanym przez prezydenta, może również zyskać szerokie poparcie prawicowych i konserwatywnych partii. 

Co zatem ze związkami partnerskimi? Realnie patrząc, w zderzeniu z konserwatywną i populistyczną narracją, projekty rządowe w aktualnym kształcie mogą nie wejść w życie. W tym rejsie na pewno zabrakło kapitana_ki, który_a pewnie poprowadził(a)by projekt ku bezpiecznemu portowi. Zabrakło zdyscyplinowanej załogi, która w poczuciu odpowiedzialności zadba o miliony osób tworzących związki nieformalne, w tym o ponad 2 mln osób LGBT+, czekających na związki partnerskie. Zapowiedzi Katarzyny Kotuli i pojawiające się w mediach informacje o innych niż związki partnerskie rozwiązania traktujemy jako „ratowanie tego co się da”. Widzimy, że w szalupie zabraknie miejsca dla wszystkich. Poza burtą pozostaną tęczowe rodziny, dzieci wychowywane przez pary osób tej samej płci, godność i szacunek wobec osób, które wspólnie budują swoje życie. Musiały ustąpić miejsca targom politycznym i szukaniu „tego, co możliwe”.

Związki partnerskie w tej kadencji i realiach politycznych skazane są zatem na katastrofę. Rządowy projekt, choć miał być niezatapialny, poszedł na dno w swoim rejsie. Teraz rzuca się mu koło ratunkowe, choć jest mu bliżej zbutwiałej deski. Tonącym daje się pozorny wybór, czy wolą w symboliczny sposób pójść wraz z tym pięknym projektem na dno, czy będą ratować się w wąskiej, ciasnej i płytkiej szalupie. A wszystko to w imię kompromisu.

Zobacz również

Newsletter KPH

Zapisz się na nasz newsletter, a my zadbamy o to, żeby docierały do Ciebie bieżące informacje nt. działań naszej organizacji.


Potrzebujesz pomocy psychologicznej lub prawnej?